Żyjemy w dziwnych czasach w okresie szybkich i dynamicznych zmian. Borykamy się z wieloma problemami, czasami stwarzanymi przez nas samych, a czasami od nas niezależnymi, jak na przykład obecna pandemia. Jesteśmy największym producentem i eksporterem drobiu w EU, ponad 80 % wołowiny kulinarnej eksportujemy do krajów muzułmańskich.
Hodowla norek których jesteśmy po Danii (18 mln szt.) drugim producentem (8 mln szt.) w EU, pozwala na zagospodarowanie odpadów drobiarskich i rybnych. Bez hodowli norek trzeba będzie odpady drobiarskie utylizować, co wymaga dodatkowej energii, wody a także będzie obciążało środowisko emisją dwutlenku węgla. Koszt produkcji drobiu będzie wyższy. Zamiast eksportera możemy dość szybko zostać jego importerem, a to oznacza utratę dziesiątków tysięcy miejsc pracy i znaczne zubożenie ludzi ją wykonujących, którzy zamiast płacenia podatków dla państwa, będą musieli sięgnąć po zasiłek. Polska w produkcji mięsa drobiowego w Unii Europejskiej jest od kilku lat na 1 miejscu z wynikiem ponad 2,5 mln ton (16,8%).Tam gdzie liczy się ekonomika, a nie polityka, jesteśmy najlepsi. Eksport drobiu w zeszłym roku wyniósł 23 mld zł, z tego 5 mld zł stanowiło mięso pozyskane z drobiu ubitego religijnie. Dla porównania w przypadku wołowiny halal i koszer przychód z eksportu wynosił 1,5 mld zł.
Na wystąpienie pandemii COVID-19 nikt z nas nie był przygotowany, dlatego trudno obwiniać za spóźnione czy oceniając z perspektywy czasu, nieprawidłowe reakcje czy działania. Nie mamy też większego wpływu na ostateczny kształt przepisów, które bezpośrednio dotykają branżę. Jednak poprzez profilaktykę weterynaryjną i bioasekuracją, możemy w większym lub mniejszym stopniu uniknąć wystąpienia ptasiej grypy, czy Salmonelli. Właśnie w przypadku Salmonelli, kluczowe są działania prewencyjne, gdyż zgodnie z prawodawstwem unijnym stado drobiu, w którym wykryto serotypy Salmonelli objęte programem zwalczania, objęte jest zakazem leczenia. Dostępne rozwiązania to profilaktyka i bioasekuracja oraz podawanie ptakom probiotyków, prebiotyków, synbiotyków, preparatów zasiedlających czy ziołowych.
Szczególnie dotkliwe, dla naszych producentów drobiu są ograniczenia wprowadzone w Unii Europejskiej, gdzie eksportujemy drób. Efektem bardzo złej sytuacji drobiarzy w naszym kraju są zatory płatnicze oraz postępująca dysfunkcyjność rynku. Polega ona na tym, że zakłady mięsne i ubojowe nie chcą kupować żywca od producentów, hodowcy nie chcą kupować piskląt od zakładów wylęgowych, a wylęgarnie nie chcą odbierać jaj od dostawców.
Chociaż głównym powodem zapaści polskiego drobiarstwa są następstwa epidemii COVID-19 to trudno się oprzeć wrażeniu, że do i tak złej sytuacji sama branża także dokłada swoje trzy grosze. Po pierwszym ataku wirusa SARS-CoV-2 większość krajów europejskich ograniczyła produkcję drobiu. W Polsce produkcja drobiarska rosła. Jeszcze do niedawna zainwestowanie w hodowlę drobiu było strzałem w dziesiątkę. Jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne fermy hodowlane na terenie całego kraju.
Dziś większości z nich grozi bankructwo. Ceny oferowane przez ubojnie w grudniu 2020 były znacznie poniżej kosztów produkcji. Ponadto wiele zakładów ubojowych zawiesiło skupy i w kurnikach pozostało dużo niesprzedanego drobiu, któremu grozi przerośniecie. Jeszcze do niedawna tonę soi można było kupić za 1400 złotych, a dziś kosztuje ok. 2000 złotych. W grudniu 2020 r. za dostarczone do skupu kurczaki brojlery oferowane były ceny od 1,80 do 2,30 złotych za kilogram. Za kury płacono jeszcze mniej od 1,20 do 1,70 zł/kg. To znacznie poniżej granicy opłacalności, która zaczyna się od 3 złotych za kilogram.
Produkcja drobiarska to długi łańcuch, który zaczyna się na poziomie stad prarodzicielskich, przez stada rodzicielskie, wylęgarnie, fermy odchowujące drób rzeźny, producentów pasz, obsługę, środki transportu, a kończy na zakładach ubojowych i przetwórczych. Jak wiadomo łańcuch jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo, a w obliczu tylu problemów, z którymi zmaga się obecnie branża, nie możemy sobie pozwolić na żadne błędne decyzje i fałszywe kroki, gdyż to one mogą ostatecznie zaważyć nie tylko na wizerunku, ale i na przyszłości polskiego drobiarstwa. Eksperci prognozują, że jeśli sytuacja cenowa na rynku drobiu się nie poprawi, to może dojść do likwidacji rodzimej produkcji, która jest niezbędna celem zabezpieczenia żywnościowego kraju. Dlatego zdaniem hodowców niezbędne jest uruchomienie przez rząd działań pomocowych.